sobota, 21 czerwca 2014

Are You Thirsty?...

Mam dziś zły dzień, więc na poprawienie nastroju wybrałam kilka zdjęć ze styczniowej sesji z Jimmy'm...
 
I have wrong day today so I have decided to show here a few pictures from January' session with Jimmy...
I hope it helps....
 
W sesji udział wziął drink z mleka i amaretto / My drink prepared from milk and amaretto just by chance partcipated in our session...
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

wtorek, 3 czerwca 2014

January' backstage

Powiedzmy, że to foty backstage'owe... w oczekiwaniu na naszego ulubionego fotografa trochę się z Kasią zaczęłyśmy nudzić. Ciekawe jak będzie za tydzień :P
 
May I say that this is some kind of backstage' photos... We felt little bit bored with Kasia waiting for our best photographer, so we have started to take pictures ourselves.
I wonder what will happen in the next week...  :P
 
 
 
 
 
 
 

sobota, 10 maja 2014

Inspired by Maxineczka

Wczoraj obejrzałam 3 ostatnie filmiki wrzucone przez Maxi, i zainspirował mnie  jeden z nich. Pomyślałam, że czas odkurzyć mój stary, wysłużony antyczny zestaw brązów nr 241 Divinora Guerlain, i ożywić je kobaltową kreską Laury Mercier. Za przykładem Maxineczki użyłam też pyłku Inglot, nakładając go na centralną część powieki. I przykleiłam te osławione Demi Wispies Ardell. Tylko jak zwykle na zdjęcia nie było czasu, wiec robiłam je z doskoku na raty, z kilkugodzinnym odstępem – przez  te kilka godzin zdążyłam m.in.nabyć nową jasną pomadkę NYX Marrakesh Pink. Która opcja koloryzacji ust podoba Wam się bardziej?...
Yesterday I watched last 3 tags added to youtube by Maxineczka. One of make-up inspired me specially. I reminded that I have very nice but ancient Divinora Guerlaine yeshadow set which may be refreshed by cobalt liner from Laura Mercier. I used also Inglot dust – like Maxi did, and stick Ardell Demi Wispies, one of the famous lashes recommended by Maxi.  As usually I had not enough time for pictures so I took them partially, with a few hours break between them. During this break I catch time to buy the new lipstick – NYX Marrakesh Pink. I wonder which lipstick do you like more?....
 

 
 

 
 
 

czwartek, 24 kwietnia 2014

Fraxel - my new friend



Od dłuższego czasu zastanawiałam się, co mogę zrobić aby poprawić wygląd mojej brody. Mimo że gronkowca pozbyłam się ponad 20 lat temu, grudkowata struktura pozostała widoczna do dziś. Podczas jednej z wizyt u kosmetyczki usłyszałam magiczne słowo: laser. Proces decyzyjny oraz szukanie informacji w necie i wśród znajomych zajęły mi około rok, ale wreszcie znalazłam coś, co wydało mi się najsensowniejszym rozwiązaniem – zabieg laserem frakcyjnym CO2. Zabieg laserem redukuje blizny pourazowe i potrądzikowe, a przy okazji odmładza skórę, poprawia jej jakość i koloryt; pobudza produkcję kolagenu. Po konsultacji u przemiłej pani doktor i wyjaśnieniu wątpliwości, podjęłam ostateczną decyzję.
Na początek pani doktor nałożyła mi na całą twarz krem znieczulający emla, pokrywając go następnie folią spożywczą, która powodowała przyjemne uczucie ciepła (i wygląd mumii). Po ok.45 minutach, kiedy skóra twarzy zdrętwiała, pani doktor przystąpiła do ataku. Jedno przyłożenie lasera dziurkuje w skórze kwadracik o wielkości ok.1,5cm – mnie kojarzyło się to ze stawianiem pieczątek. Moja twarz została opieczętowana dokładnie miejsce przy miejscu. W tym samym czasie asystentka pani doktor odkurzała mi twarz chłodnym powietrzem. Obawiałam się, że zapach przypalanej skóry będzie mi przeszkadzał, ale nie był tak uciążliwy jak się spodziewałam; a same nakłucia odczuwalne były umiarkowanie. Podobno zabieg jest bardziej skuteczny gdy wykonuje się go bez znieczulenia, ale nie zdecydowałabym się na tak desperacki krok.
Przez około pół godziny do godziny po zabiegu czułam się jakbym bardzo mocno opaliła twarz – skóra piecze, mrowi, pulsuje… na szczęście większość tego czasu spędziłam w samochodzie wracając do domu, więc skupiałam się bardziej na drodze niż na odczuciach fizycznych.
Dzisiaj skóra jest zaczerwieniona i lekko opuchnięta. Spodziewałam się, że będę wyglądać jak potwór z Loch Ness, ale bliżej jestem samego Ness, bez Lochów :o) Zgodnie z zaleceniami pani doktor nałożyłam na twarz Cicaplast i grzecznie czekam do soboty, kiedy mam nadzieję będę wyglądać już bardziej jak ja sama, i będę mogła znowu zrobić sobie jakieś fajne oko :o)
O efektach zabiegu opowiem za kilka tygodni, kiedy skóra zupełnie się zregeneruje.  

English version translated by my invaluable Kasia:

For a long time I wondered what I could do to improve the look of my chin. Although I got rid of Staphylococcus more than 20 years ago, a grainy structure still remains visible on my skin. During one of the visits at the beauty salon, I heard the magic word: laser. It took me about a year to research it online and among my friends, but finally I found something that seemed to me most sensible option -  a fraxel laser treatment. It reduces scars and acne, rejuvenates the skin, improves its quality and tone and stimulates the production of collagen. After consulting with the doctor, who clarified all my doubts, I made the final decision.
At the beginning of the doctor applied emla anesthetic cream on my entire face and then covered it with plastic wrap foil, which caused a pleasant feeling of warmth (and the appearance of a mummy). After about 45 minutes, when the skin of my face was numb, the doctor proceeded to attack. One application of laser punches the skin box with a square of about 1, 5cm - it reminded me of putting in stamps. My whole face was carefully stamped. At the same time, the doctor's assistant was cooling my face with air. I was afraid that the smell of burned skin would bother me, but it was not as strong as I expected; and I felt the punctures only moderately. Apparently, the treatment is more effective when it is performed without anesthesia, but I would not take such a desperate step.
For about half an hour to an hour after the surgery I felt like after an intense sunbathing session - the skin was burning, tingling, pulsing... luckily most of that time I spent driving home, so I focused more on the road than on the physical sensations.
Today the skin is reddened and slightly swollen. I expected that I would look like the Loch Ness Monster, but it is not that bad. I follow the recommendations of the doctor and apply the Cicaplast ointment on my face, while patiently waiting for Saturday, when I hope to look more like myself , and be able to put one some nice eye makeup again  :o)
I will tell you about the effects of the treatment in a few weeks, when the skin regenerates completely.

sobota, 19 kwietnia 2014

Inspired by Jean Paul Gaultier

Wczoraj po raz drugi byłam w Hair&Nail Concept na koloryzacji włosów. Przy okazji przeglądałam najnowszy numer Harpers Bazaar, w którym zainspirował mnie makijaż Jean Paul Gaultier. Poniżej moje wersja niebieskiego makijażu – w świątecznej atmosferze u mojej Mamy.

Yesterday I visited Hair&Nail Concept and dyed my hair. In the meantime I read Harpers Bazaar where I came across a beautiful Jean Paul Gaultier make-up. Inspired by it I’ve tried to do a similar one. As the weather this Easter has been very nice, we took pictures outside of my Mother’s home.

P.S. trampki pożyczyłam od Oli/ snickers borrowed from Ola














środa, 9 kwietnia 2014

Relax, take it easy...

Znowu we Wro... Po przemiłym spotkaniu - pełen relax, tylko malowanie paznokci, łóżko i ja... Dziś nawet książki nie odpalam. Po turbulencjach w bombardierze coś mi się należy od życia! Za oknem ciemno, zimno i deszczowo, ale jestem pewna, że wiosna tuż-tuż. Nie tylko ta zaokienna :) dobranoc...

Wro again... After very nice meeting I've decided to relax, only nail polish, bed and me - Arya and Tyrion has not been invited this time. I am sure I need to rest after turbulence at the board! Behind the window - dark, cold, rainy... Even thow I feel nostalgie I am sure spring is close - not only this one behind the window. Good night....
 
P.S.post pisałam w telefonie, stąd ta czcionka maleńka... przepraszam, już zmieniona!
 

niedziela, 30 marca 2014

In color mood

Dzisiaj już naprawdę czuć było wiosnę, więc i ja poszalałam z kolorami… Dziś przez ręce mi się przewinęły: My secret, Kobo Professional, Armani, Gosh, Catrice, Mercier – a wszystko miało być tylko testem… który został uwieńczony słynnymi, tyle razy polecanymi przez Maxineczkę, rzesami Ardell demi wispies. Są rzeczywiście genialne! Na usta nałożyłam moją nową miłość- matową kredkę Revlon. Dobrze wykorzystałam weekendową 40% zniżkę w Hebe :o)

 
Today we could really feel the spring, so I let myself go with colours. I used products from My Secret, Kobo Professional, Armani, Gosh, Catrice, Mercier – firstly I planned just to test them, but finally I decided to crown my make-up with Ardell demi wispies, recommended many times by Maxineczka. They are indeed amazing! As matt lipstick I used Revlon colorburst – my new love. I bought it at 40% sales in Hebe ;o)